Księża i ich współczesne myślenie

Zawsze oglądając serial/telenowelę pochodzącą z krajów hiszpańskojęzycznych, zastanawiałam się, dlaczego księża nie mogą być tacy w realnym życiu....
Myślę sobie, że nie jedna samotna osoba, która nie posiada rodziny, przyjaciół, chciałaby mieć u swego boku takiego księdza, który zawsze służy pomocą, dobrym słowem.
Często kiedy trapi mnie jakiś problem, a nie potrafię podzielić się nim z bliskimi, myślę sobie, że chciałabym mieć taką osobę, dzięki której uwierzę w to, że te wszystkie problemy są po to, by później było lepiej. Chciałabym mieć takie oparcie w kimś, chciałabym wiedzieć, że kiedy nie będę miała z kim porozmawiać, w pewnym miejscu zawsze będzie ten KTOŚ, kto będzie na mnie czekał. Nie raz, kiedy przejeżdżam koło kościoła, chciałabym wejść do niego i znaleźć tam kogoś kto wysłucha, wesprze w tych pełnych bólu chwilach. Czemu w prawdziwym świecie nie istnieją takie kontakty międzyludzkie? Wielkie miłości, cudowni rodzice, przyjaciele? Kapłani służący dobrym słowem? Mam wrażenie, że dziś księża tylko są po to, żeby być, zbierać kasę, szpanować najlepszymi samochodami. Nawet w kazaniach nie słychać słów otuchy, ani niczego w tym rodzaju, jest tylko wieczne wypominanie. Zdarzy się może jeden kapłan na sto, który naprawdę będzie kochał to, co robi, który będzie zawsze uśmiechnięty, szczery, z którym aż będzie chciało się rozmawiać. Jednak najczęściej spotykam kapłanów, których lepiej omijać z daleka, którzy wyglądają tak, jakby ich ktoś pasami do tej sutanny przyczepił.
Może wynika to też z tego, że księża rzadko kiedy zagrzewają gdzieś miejsce na dłużej, przyjadą, posiedzą dwa-trzy lata, i wybywają. Myślę, że gdyby przebywali w jednej parafii przez większość swojej posługi, przywiązaliby się do miejsca, ludzi w nim żyjących.
Jednak moim zdaniem najważniejszym błędem dzisiejszych księży jest ocenianie ludzi, których nie znają, wypominanie, zarzucanie niewierności.
W ostatnim czasie nie wysłuchałam wielu kazań, jednak większość z tych wysłuchanych opierała się przede wszystkim na krzyku, ciągłych wyrzutach. Rzadko kiedy kazanie jest motywujące do dalszego działania, dające wiarę i świadomość, że każde cierpienie będzie miało swój kres. Takich kazań na prawdę już nie ma. Przynajmniej ja z takimi się nie spotykam. Dziś, zamiast wychodzić z kościoła z podniesioną głową i siłą do walki z trudnościami, wychodzi się albo z wyrzutami sumienia, albo ze złością, która ogarnia człowieka na samą myśl o kościele. Według mnie jest to chore, i nie wiem, czy jeśli będzie tak dalej, ludzie nie przestaną wierzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz